fot. Rebbeka Strand |
Co ty tu robisz, Kabat?
W Chorwacji jestem od niespełna trzech tygodni. Niedługo, ale wystarczająco, żeby opisać pierwsze wrażenia. Co musiałam zrobić najpierw? Wyrobić numer OIB, który jest odpowiednikiem tutejszego PESELU. Bez niego nie mogłabym dostać legitymacji ani biletu miesięcznego.
Jak to ze mną bywa, kraj wymiany studenckiej wybrałam spontanicznie. Nigdy wcześniej nie byłam w tej części Europy. Co więcej, nie dowiadywałam się zbyt wiele. Wrzuciłam jedynie hasło „Rijeka” do przeglądarki. Marny lub inaczej, bardzo dziki ze mnie turysta. Zwykle po prostu chłonę atmosferę miasta. Zazwyczaj nie mam czasu i cierpliwości na przeglądanie stron z opiniami albo wygodnie czekam aż ktoś zrobi to za mnie. Prawda jest taka, że zawsze ktoś to robi gorzej lub lepiej. Podsumowując, moja wiedza o mieście ograniczała się do tego, że jest tu dużo schodów, waluta to kuna chorwacka a ludzie jakoś tam mówią po angielsku. Słyszałam też, że w Rijece ciągle pada. Odkąd tu jestem pogody nie było chyba tylko raz, chociaż trzeba przyznać, że wieczory są zdecydowanie chłodniejsze i bardziej wietrzne od reszty dnia.
W Chorwacji jestem od niespełna trzech tygodni. Niedługo, ale wystarczająco, żeby opisać pierwsze wrażenia. Co musiałam zrobić najpierw? Wyrobić numer OIB, który jest odpowiednikiem tutejszego PESELU. Bez niego nie mogłabym dostać legitymacji ani biletu miesięcznego.
Jak to ze mną bywa, kraj wymiany studenckiej wybrałam spontanicznie. Nigdy wcześniej nie byłam w tej części Europy. Co więcej, nie dowiadywałam się zbyt wiele. Wrzuciłam jedynie hasło „Rijeka” do przeglądarki. Marny lub inaczej, bardzo dziki ze mnie turysta. Zwykle po prostu chłonę atmosferę miasta. Zazwyczaj nie mam czasu i cierpliwości na przeglądanie stron z opiniami albo wygodnie czekam aż ktoś zrobi to za mnie. Prawda jest taka, że zawsze ktoś to robi gorzej lub lepiej. Podsumowując, moja wiedza o mieście ograniczała się do tego, że jest tu dużo schodów, waluta to kuna chorwacka a ludzie jakoś tam mówią po angielsku. Słyszałam też, że w Rijece ciągle pada. Odkąd tu jestem pogody nie było chyba tylko raz, chociaż trzeba przyznać, że wieczory są zdecydowanie chłodniejsze i bardziej wietrzne od reszty dnia.
Faktycznie, jeśli masz ochotę na dobry trening pośladków to zapraszam do Rijeki. Nie mogę narzekać. Mieszkam trochę w górach i trochę nad morzem.
To samo miejsce, zachód słońca, fot. wi_ka Mój pokój
Mieszkam w akademiku, który musiałam
zaklepać dużo wcześniej. Przyjechałam skonana, spocona i
podekscytowana do granic możliwości, a moje miejsce na kolejne
miesiące mnie zaszokowało. Mam pokój jednoosobowy, własną
łazienkę, niewielką indukcję do gotowania, zestaw naczyń. Mogę
korzystać z pseudo-siłowni (pseudo, bo to tylko sala z matami i
wielkim lustrem, ale jest), miejsca do nauki. Cena oscyluje wokół
170-180 euro, ale płacę w kunach, więc ciągle trudno mi pojąć
ten system:
100 euro = około 750 kun zgodnie z kalkulatorem
walutowym. Znajomi w prywatnych mieszkaniach płacą podobnie lub
więcej. Minus jest jeden – zawsze musi być jakiś. Podpisując
regulamin zgodziłam się na to, żeby osoby z recepcji mogły wpadać
na niezapowiedziane inspekcje i sprawdzać czy czasem nie mam zbyt
dużego bałaganu albo pustych butelek po alkoholu. Nie żartuję.
Nie jestem z tego powodu szczęśliwa, ale udaje się złagodzić
niezadowolenie dzięki możliwości korzystania ze studenckiej
stołówki.
Stołówka
Ze specjalną x-kartą mam bardzo duże
zniżki. Ta możliwość jest dostępna na studenckiej stołówce. Dzisiaj zjadłam kotleta z cukinii, fasolkę szparagową, do
tego świeżą sałatę, jogurt i mleko czekoladowe. Zapłaciłam 8
kun, wychodzi około 1 euro, czyli jakieś 4 zł. Podejrzewam, że gdybym
wzięła jeszcze ciastko i jabłko wyszłoby może 11 kun. Szczerze,
nie opłaca się gotować. Najzabawniejsze jest to, że menu jest
tylko w języku chorwackim, więc czasami nie wiadomo do końca co
się wybrało, bo ciężko rozszyfrować. Jakość dań na stołówce
nie powala, ale studenckie podniebienie to przede wszystkim tanie
podniebienie.
Zwłaszcza, że najbliższy (czytaj: oczywiście
najtańszy) Lidl jest dwa kilometry od akademika. Oprócz małego
studenckiego sklepiku, w którym nie można z rana kupić nawet
świeżej bułki mam jeszcze Cash&Carry, ale to dla mnie chyba
bardziej „emergency shop”, do którego biegnę po butelkę wina
niż przemyślany wybór. Różnica jest taka, że zamiast polskich
Żabek na każdym kroku można znaleźć piekarnie. Chorwaci
uwielbiają chleb i jedzą go praktycznie do wszystkiego. Biały, kukurydziany, rzadziej pełnoziarnisty. Ciężki i nieco gąbczasty. Co ciekawe,
mimo tego, że do jednego z włoskich miast, Triestu, jest bagatela
80 kilometrów, zadziwiło mnie, że prawie niemożliwe okazało się
zlokalizowanie moich ulubionych suszonych pomidorów w oliwie
(secchi-tomatoes). Znalazłam je tylko w jednym sklepie w
nieatrakcyjnej cenie.
Komunikacja
Innym ciekawym zjawiskiem są dla mnie
kierowcy autobusów, którzy wykonują tutaj ogromną robotę. Są
miejsca gdzie jest bardzo stromo i wąsko. Dobrze dla ciebie, jeśli
lubisz się spóźniać, bo te pojazdy praktycznie nigdy nie są na
czas. Kierowca autobusu zawsze znajdzie moment, żeby na pętli zapalić czy z kimś pogadać podczas jazdy. Kasowanie biletów to odrębna kwestia. Masz trzy wyjścia:
1. Kupić bilet na jeden przejazd u kierowcy, który kosztuje 10 kn. 2. Kupić bilet w kiosku, z którego możesz skorzystać dwukrotnie, oszczędzając jakieś 5 kn. 3. Wyrobić kartę. Studenciaki płacą jedynie 50 kn za miesiąc + 20 kn za tak zwaną pierwszą usługę. Inną, nieoficjalną drogą jest łut szczęścia, że kierowca machnie ręką i nie będziesz musiał płacić nic, i nie spotkasz kontroli. Oszukać trudno, ponieważ wchodzisz zawsze przednimi drzwiami, a kasownik jest zaraz obok kierowcy (do tego wydaje charakterystyczny dźwięk). Słyszałam miejscowe plotki, że jeśli wejdziesz innymi drzwiami, to od razu masz robione zdjęcie, więc stajesz się poniekąd kryminalistą, ale nie wiem, czy w to wierzyć. Różnica dostrzegalna jest też w PKS. Bilety są bardzo, bardzo długie, a kierowca sprawdza każdego skanerem przed wyjazdem. Jeśli chodzi o komunikację to zdziwiło mnie, że kierowcy aut lubią parkować bezpośrednio na chodniku, zajmując całą jego powierzchnię.
Kawiarnie
Jest ich sporo. Są tłoczne, gwarne i kawowe. Człowiek ma wrażenie, że ludzie nie mają innych zajęć, tylko delektują się kawiarnianym klimatem. Nie sądziłam, że Chorwaci lubią pić kawę podobną do
włoskiej. Mocną, aromatyczną i mocną. Wspominałam już o jej
wyjątkowej mocy? Do każdego zamawianego napoju dostaje się
szklankę wody. To znaczy, nie sądzę, żeby serwowali dwie
szklanki, gdy ktoś chce tylko wodę, ale generalnie zazwyczaj dają,
np. do kawy. Jest to typowa kranówa. Mi przyzwyczajenie się do jej
smaku a'la aspiryna zajęły jakieś dwa tygodnie, ale podobno jest
bardzo czysta. Inna sprawa, że woda w sklepach jest bardzo droga - porównywalnie do butelki coca coli czy innego napoju tego typu. Wydaje mi się, że to chwyt na turystów. Nieciekawym zwyczajem jest powszechna możliwość
palenia w miejscach publicznych jak bary, puby, kluby, kawiarnie.
Możesz palić wszędzie wewnątrz, co sprawia, że człowiek po
powrocie do domu pachnie jak chodząca popielniczka. Widocznie
Chorwaci to lubią.
Ludzie i język
Zależy. Mam informacje od kogoś urodzonego tutaj, że wiele, wiele osób próbuje oszukać i zarobić na człowieku, który jest turystą czy Erasmusem. Czyli: Chorwat płaci x, a Ty dwa razy więcej. Oczywiście, sporo ludzi jest pomocnych i stara się wyjaśnić, wytłumaczyć, nawet gdy nie znają angielskiego. Zaskoczyło mnie jednak, że w miejscach takich jak posterunek policji czy dworzec autobusowy, osoby pracujące tam nie potrafią powiedzieć ani słowa. Kieruj się zasadą ograniczonego zaufania, dyplomatycznie zakończę ten wątek.
Przydatny zwrot grzecznościowy:
Hvala, czyli dziękuję! Ciekawostka: uczelnia gwarantuje zainteresowanym bezpłatny, intensywny kurs chorwackiego (łącznie trzy godziny w tygodniu).
Muzea
Mała zajawka, spróbuję pogłębić temat i następnym razem napisać więcej o chorwackim prekursorze sztuki konceptualnej (matko bosko, co to jest sztuka konceptualna), Tomislavie Gotovac. W tutejszym Muzeum Sztuki Nowoczesnej i Współczesnej można oglądać jego wystawę do 26. listopada klik. Swoją drogą, odmiennie od moich polskich doświadczeń, pani pracująca tam bardzo chętnie i wyczerpująco opowiedziała o biografii i znaczeniu poszczególnych dzieł tego artysty. Przykład poniżej jest czymś w rodzaju satyry dotyczącej modelek i ich wizerunków w magazynach.
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz